Malbork. Podwyżki dla nauczycieli trzeba wypłacić do końca września. Samorząd czeka na pieniądze obiecane oświacie przez rząd

Jak wyliczyła przed uchwaleniem tegorocznego budżetu Małgorzata Pilarska-Downar, skarbnik miasta, w 2019 r. na szeroko rozumiane utrzymanie oświaty wydanych zostanie 35 proc. wszystkich pieniędzy, jakie są w miejskiej kasie. 24 mln 315 tys. 25 zł pokryje tzw. subwencja oświatowa, ale samorząd musi dołożyć aż 24 mln 283 tys. 468 zł. Dla porównania, w 2018 r. było to 19 mln 741 tys. 20 zł.

Ale na tym może się nie skończyć. Nadchodzi moment, gdy trzeba będzie wypłacić nauczycielom wyższe pensje, a choć rząd zapowiada, że przeznaczy na ten cel dodatkowy 1 mld zł, to władze samorządowe w całym kraju wyliczyły, że na te obietnice potrzebne są 2,1 mld zł.

Do Malborka nie dotarła jeszcze z Warszawy propozycja wysokości kwoty, która miałaby zasilić konto miasta w związku ze wzrostem wynagrodzeń w oświacie.

- Na tę chwilę wiemy, że podwyżki są, że samorządy muszą do końca września je wypłacić. Stajemy wobec dużego problemu organizacyjnego, gdyż musimy dostosować regulaminy płacowe, które podlegają uzgodnieniom ze związkami zawodowymi, a wszyscy czekali na podpis i publikację rozporządzenia w tej sprawie - wyjaśniała nam tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego Małgorzata Krysik, naczelnik Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu w Urzędzie Miasta Malborka.

Wiadomo już, o ile mniej więcej wzrosną wydatki na nauczycielskie wynagrodzenia. - W skali miasta na cztery miesiące tego roku szacunkowe wyliczenia zamykają się kwotą powyżej 0,5 mln zł - podaje Małgorzata Krysik.

Do 300 zł rosną również dodatki za wychowawstwo, więc dodatkowo tylko w tym roku dorzucić trzeba będzie 100 tys. zł. W poniedziałek podczas nadzwyczajnej sesji Rada Miasta podjęła uchwałę w tej sprawie.

- Do tej pory ta kwota była ustalana lokalnie, teraz obowiązuje ustawowa kwota minimalna, która przewyższa tę lokalną. W Malborku było to 178 zł. W skali kraju to górne stawki, bo w niektórych miejscowościach zaczynały się od 100 zł - informuje naczelnik.

To, lekko licząc, może dać w przyszłym roku niemal 2 mln zł. I być może, o czym alarmują samorządowcy w całej Polsce, trzeba będzie je znaleźć na miejscu, ograniczając wydatki na inne cele służące lokalnym społecznościom, choćby drogi, mieszkania czy kulturę.

- Kiedyś subwencja stanowiła pokrycie znacznej części wydatków oświatowych. Na dzisiaj ministerstwo mówi, że nigdzie w przepisach nie jest powiedziane, że subwencja pokrywa całość kosztów - mówi Małgorzata Krysik. - Przygotujemy przy okazji budżetu analizę organizacyjno-finansową oświaty, będzie gotowa we wrześniu. Według wstępnych ustaleń, subwencja stanowi od lat ciągłą linię na wykresie, a nasze „dopłacanie” odchodzi w górę, bo nasze wydatki rosną.

Celem wspomnianej analizy jest przygotowanie takiego modelu finansowo-organizacyjnego oświaty w mieście, by samorząd pokrywał maksymalnie 40 proc. kosztów oświaty, a resztę - subwencja.
- Dokument zawiera też analizę, w której cofamy się o 5-7 lat, by pokazać, co jest powodem wzrostu wydatków oświatowych i że nie są to kwestie związane z samorządem - zdradza Małgorzata Krysik.

Jeszcze kilka miesięcy temu w magistracie przebąkiwano o przymiarkach do ewentualnego ograniczenia sieci szkół. Jednak nic nie wskazuje, by ktoś chciał podjąć się tak ostrego cięcia.