Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powiat tarnogórski wreszcie ma pogotowie rodzinne

MONIKA PACUKIEWICZ
Pani Anna i jej dzieci: dwie Klaudie, Ewelina, Kasia, Jessika i Martin.
Pani Anna i jej dzieci: dwie Klaudie, Ewelina, Kasia, Jessika i Martin.
Znajdą w nim schronienie dzieci, którym w życiu nie wiedzie się najlepiej i które musiały opuścić swój rodzinny dom. Od 1 lipca prowadzą je Anna i Wiktor Pałczyńscy ze Świerklańca.

Znajdą w nim schronienie dzieci, którym w życiu nie wiedzie się najlepiej i które musiały opuścić swój rodzinny dom. Od 1 lipca prowadzą je Anna i Wiktor Pałczyńscy ze Świerklańca.
- Zazwyczaj są to dzieci z rodzin, w których jest problem alkoholowy oraz dzieci pozostawione bez opieki - wyjaśnia Marzena Dokutowicz, dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, które nadzoruje pracę rodzin zastępczych i będzie czuwało nad pogotowiem.

O tym, że w powiecie powinno być pogotowie rodzinne, zadecydowali radni w połowie zeszłego roku.

- Barierą cały czas były pieniądze - przypomina Dokutowicz.

- Na ten cel muszą się znaleźć pieniądze - deklarował podczas jednej z ostatnich sesji RP Józef Burdziak, starosta tarnogórski.

I pieniądze się znalazły. Za gotowość przyjęcia dzieci rodzina otrzymuje niecałe 1300 złotych brutto. Jeżeli dzieci są w ich domu, pieniądze są większe.

Dzieci zazwyczaj przyjeżdżają w tym, w czym wyszły z domu. Potrzebują nowych ubrań, butów, ręczników, pościeli, swojego tapczanu. Chcą się najeść i wyspać. Jeżeli zostają dłużej, muszą zacząć chodzić do nowej szkoły. Pani Anna jest z nich bardzo dumna. W tym roku dwie z jej dziewczynek przyniosły świadectwa z wyróżnieniem. Nigdy nie zdarzyło się, by któreś musiało powtarzać klasę. Chociaż czasem trafiały do domu Pałczyńskich ledwo znając literki. Często małżonkowie muszą też uczestniczyć w rozprawach sądowych, ponieważ naturalni rodzice wzywają ich na świadków.

Annę i Wiktora Pałczyńskich ze Świerklańca wybrano z sześciu rodzin, które chciały poprowadzić pogotowie. Pałczyńscy są rodziną zastępczą od 1 czerwca 2001 roku. Od 15 grudnia 2001 roku prowadzili pogotowie rodzinne dla Piekar Śląskich. Teraz, gdy umowa z Piekarami wygasła, mogą popracować dla "swojego powiatu".

Przez dwa lata przez ich dom przewinęło się co najmniej 21 dzieci. Dla tylu stworzyli rodzinę zastępczą. Teraz u Pałczyńskich mieszka dziewięcioro dzieci.

- Tych, które były u nas na jedną noc albo nawet na pół, już nie zliczę - wyjaśnia pani Anna.

Przez ten czas, gdy prowadzili pogotowie dla Piekar, w ich domu cały czas były dzieci. Pani Anna widziała wiele nieszczęśliwych dzieci. Wśród nich był 13-latek, którego strasznie pobił ojciec.

- Miał siną twarz - mówi pani Anna.

Była też półroczna dziewczynka, która wyglądała jak noworodek. U Pałczyńskich mieszkała również 17-latka, która przyszła do nich, nie wiedząc nawet, że jest w ciąży. U nich urodziła córeczkę. Gdy młoda mama skończyła 18 lat, przestała otrzymywać zasiłek dla dzieci w rodzinach zastępczych. Potem przez prawie sześć miesięcy mieszkały we dwie, mama i córa, u Pałczyńskich. Wreszcie udało się uzbierać 1500 złotych na mieszkanie dla tej dziewczyny i teraz jest już "na swoim".

- Ja już się niczemu nie dziwię. Najbardziej mnie przeraża, że rodzice mogą przez alkohol sprawić, że dzieci są aż tak zaniedbane - wzdycha pani Anna.

Dopóki nie było pogotowia, PCPR kierował dzieci do krótkoterminowych rodzin zastępczych.

- Mamy bardzo dobre stosunki z sądem rodzinnym. Czasem sprawy były załatwiane nawet w przeciągu godziny - wyjaśnia Dokutowicz.

Problem pojawiał się wtedy, gdy szybko trzeba było znaleźć rodzinę dla 4-5 osobowego rodzeństwa.

- Ostatnio pojawił się problem z tak licznymi rodzeństwami. Głównie ten problem dotyczy tak zwanych terenów popegeerowskich. W ciągu roku mieliśmy takich cztery. Dla wszystkich udało się nam znaleźć rodziny zastępcze, teraz będzie przyjmowało je pogotowie - wyjaśnia Dokutowicz.
Dziecko ma w pogotowiu przeczekać największy kryzys. Potem trafia do adopcji, długoterminowej rodziny zastępczej, domu dziecka albo wraca do naturalnych rodziców. Obowiązkiem pogotowia jest właśnie podtrzymywanie kontaktów z rodzicami. Jednak pani Anna tylko raz widziała, by dzieciak wrócił do swojego domu.

Nie każda rodzina zastępcza może pełnić obowiązki pogotowia. Małżonkowie muszą znaleźć w sobie taką siłę, by nie przywiązywać się do każdego dziecka.

- Chodzi o to, czy będą w stanie się z nim rozstać. Muszą też umieć przygotować dziecko do rozłąki - wyjaśnia Dokutowicz. - Muszą też mieć z dziećmi bardzo bliski, serdeczny kontakt.
Pani Anna jest przekonana, że łatwiej jej prowadzić pogotowie, ponieważ jest pielęgniarką. Poza tym od zawsze "ciągnęło ją do dzieci".

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na tarnowskiegory.naszemiasto.pl Nasze Miasto