Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śląski Fritzl nie jest jedyny. Pedofil może mieszkać za drzwiami obok

Aldona Minorczyk-Cichy
Roboty nie miał i jej nie szukał, ale sąsiadom się kłaniał i unikał awantur. Nie mieli pojęcia, co robił swoim dzieciom
Roboty nie miał i jej nie szukał, ale sąsiadom się kłaniał i unikał awantur. Nie mieli pojęcia, co robił swoim dzieciom Arkadiusz Ławrywianiec
Ten, który krzywdzi, to nie zawsze degenerat czy alkoholik. Może być wykształcony i świadom tego, co robi. I może być osobą o wysokiej pozycji: nauczycielem, właścicielem firmy, inżynierem - pisze Aldona Minorczyk-Cichy

Nikogo nie zgwałciłem - mówił policjantom 41-letni katowiczanin, który dwa tygodnie temu został zatrzymany i decyzją sądu osadzony na trzy miesiące w areszcie. - Nie jestem potworem - zapewniał Josef Fritzl krótko po tym, jak świat poznał jego szokujący sekret.

Co łączy tych mężczyzn? Obaj zniszczyli życie swoim dzieciom. W potworny sposób okaleczyli nie tylko ich ciała, ale także dusze. 14-letnia córka mieszkańca Katowic próbowała popełnić samobójstwo. Elisabeth, córka Fritzla, i jej pochodzące z kazirodczego związku dzieci mają zwichniętą psychikę.

Dlaczego ojcowie robią to swoim dzieciom? Kim są domowi oprawcy?

Zapytaliśmy o to dr Danutę Rode, psychologa z Zakładu Psychologii Klinicznej i Sądowej Uniwersytetu Śląskiego: - Nie można mówić o jednym typie sprawcy. To nie jest tylko osoba zdegenerowana, biedna, uzależniona od alkoholu. To także osoby wykształcone, świadome swoich działań, a mimo to z różnych względów je kontynuujące. Tym, który krzywdzi, może być osoba o wysokiej pozycji zawodowej: nauczyciel, prezes, właściciel firmy, inżynier. Niby porządny człowiek, w którym jednak coś się dzieje. Takich sprawców jest bardzo trudno zdiagnozować.

Zdaniem dr Rode domowych oprawców, których badała łączyło jedno: nie żałowali tego, co robili. I byli przekonani, że nikogo nie krzywdzą.

Kamienica przy ul. Krzywej w Katowicach żyje tragiczną historią, jaka przez 9 lat rozgrywała się pod jej dachem. Oprawca pasierbicy i co najmniej jednej ze swoich trzech córek miał nie najgorszą opinię. Co prawda od lat nie pracował i nie szukał pracy, ale kłaniał się sąsiadom, nie szwędał się pijany po korytarzu i nie wszczynał awantur.

- Jakieś dwa lata temu policja pytała o sąsiada, czy bije dziewczynki. Zeznałem, że nic nie wiem. No bo naprawdę nigdy nie słyszałem awantur, nie widziałem też, żeby dzieci chodziły posiniaczone - mówi jeden z lokatorów kamienicy.

Pan Michał z drugiego piętra czasami gościł dzieci oprawcy. Podkreśla, że były skryte.
- Ostatnimi czasy rzadziej przychodziły. Wyglądało na to jakby sąsiad nie życzył sobie, żeby nas odwiedzały. A przecież moja kobieta wiele razy była u nich w gościnie. Nigdy bym nie pomyślał, że takie rzeczy się tam dzieją - kręci głową z niedowierzaniem.

Fakty są takie: w 2002 roku zaczęła się gehenna pasierbicy. Miała wtedy 11 lat. Ojczym gwałcił ją przez lata, nawet kiedy była już dorosła. W 2006 roku dopuścił się kazirodztwa: zmusił do uległości swoją rodzoną córkę. Ta dziewczynka miała wtedy, tak jak siostra, zaledwie 11 lat.

Choć prokuratorzy tego nie potwierdzają, matka dziewczynek twierdzi, że jej partner współżył także ze swoimi pozostałymi dwiema córkami. Ostatni raz w minione wakacje. Jedna z nich, 14-letnia, po zatrzymaniu ojca próbowała popełnić samobójstwo. Na szczęście nie udało się jej. Niedawno wyszła ze szpitala.

Matka utrzymuje, że nie wiedziała o tym, co się dzieje w jej domu. Prawda wyszła na jaw, gdy dzielnicowy Michał Niedopytalski spotkał się z nią i jej synem.

- Miałem sprawę do chłopca, nie chcę ujawniać szczegółów. Zaprosiłem go z matką na komisariat. Tam podczas rozmowy chłopak zapytał: "Mamo, a może powiemy panu dzielnicowemu co się stało?" Zacząłem naciskać. Kobieta dziwnie się zachowywała, była przestraszona, nie chciała mówić. W końcu się przełamała, ale wielokrotnie pytała, czy na pewno jej partner następnego dnia nie wyjdzie na wolność. Opowiedziała o tym, co zrobił dwóm dziewczynkom - relacjonuje policjant.
Dodaje, że kobieta panicznie bała się zemsty partnera.

- Twierdziła, że on może zabić ją i jej dzieci. Była przerażona. Musiałem działać naprawdę szybko. Poprosiłem o pomoc kolegę Piotra Marcinowskiego. On, tak jak ja, jest dzielnicowym. Razem poszliśmy na Krzywą. Syn miał klucze. To on otworzył nam drzwi - opowiada Niedopytalski.

Oprawca był zupełnie zaskoczony. Sprawiał wrażenie pijanego. Został przewieziony do komendy miejskiej. Decyzją sądu trafił na trzy miesiące do aresztu. Grozi mu 12 lat więzienia. Podobnie jak jego partnerce, o ile śledczy udowodnią, że przez zaniechanie pomogła sprawcy w dręczeniu dziewczynek.

Dr Danuta Rode podkreśla, że z jej praktyki jako biegłego sądowego wynika, iż matka zwykle wie, że jej dzieciom dzieje się krzywda. Nie reaguje, bo się boi, nie dopuszcza do siebie myśli, że dzieje się coś złego. Jak było w tym konkretnym przypadku? To wykaże śledztwo.

Ta sprawa przypomina tragedię Elisabeth. Przez 24 lata Austriak Josef Fritzl przetrzymywał córkę w piwnicy, gdzie regularnie gwałcił ją i maltretował. Sprawa wyszła na jaw w kwietniu 2008 roku. Policjanci, którzy odwiedzili dom Fritzla w miasteczku Amstetten, wyprowadzili 73-letniego gospodarza i jego 42-letnią córkę. Ta kobieta większość swojego życia spędziła zamknięta w piwnicy.

Śledztwo ujawniło wstrząsające szczegóły. Fritzl uwięził 18-letnią Elisabeth w specjalnie zbudowanym, dźwiękoszczelnym pokoju w piwnicy swojego domu. Policji, którą po pewnym czasie poinformował o zaginięciu córki, powiedział, że prawdopodobnie dołączyła do groźnej sekty religijnej.

W wyniku kazirodczych stosunków na świat przyszło siedmioro dzieci. Większość z tych, które przeżyły, mieszkało z Elisabeth w piwnicy. Przełom nastąpił, gdy najstarsza Kerstin zachorowała. Fritzl zabrał ją do szpitala. Tydzień później u jego drzwi stali policjanci. W marcu 2009 austriacki sąd uznał 73-letniego Josefa Fritzla za winnego m.in. morderstwa syna, wielokrotnych gwałtów, czynów kazirodczych i pedofilskich dokonywanych na córce oraz pozbawienia wolności pozostałych jego dzieci. Ta bestia w ludzkiej skórze została skazana na karę dożywotniego więzienia.

Takie koszmarne historie mieliśmy także w Polsce. Kilka lat temu opinią publiczną wstrząsnęła historia 21-letniej kobiety z Siemiatycz, którą przez sześć lat więził i gwałcił ojciec.

- Nikomu nic nie mówiłam, bo byłam zastraszana przez męża. Co miałam zrobić? Po prostu się z tym pogodziłam - usprawiedliwiała się na antenie TVN24 matka ofiary.

Tragedia dziewczyny trwała sześć lat. Urodziła dwójkę dzieci. Po latach 21-letnia kobieta zgłosiła się na komisariat.

- Córka nie mogła już tego nerwowo i psychicznie wytrzymać - mówiła dziennikarzom jej matka. Wcześniej nie poinformowała nikogo, bo mąż groził zarówno jej, jak i jej córce, że "jeśli to wszystko wyjdzie na jaw, stracą życie".

Jaka jest skala seksualnego wykorzystywania dzieci?

Przyjmuje się, że co trzecia kobieta i co piąty mężczyzna zostali skrzywdzeni w dzieciństwie. Pod tym pojęciem rozumie się zarówno stosunek płciowy, jak i dotykanie, eksponowanie genitaliów, pokazywanie pornografii i rozmowy na tematy seksualne, które mają pobudzić dziecko erotycznie.

Z policyjnych statystyk wyłania się portret domowego oprawcy: bezrobotny mężczyzna nieposzukujący pracy. Najczęściej zna ofiarę, a nawet jest z nią spokrewniony (80 proc.). Używa siły, zastrasza ofiarę, grozi jej, wykorzystują zależność ofiary od sprawcy. Ale to tylko statystyka. Tak naprawdę domowy kat może być kolegą z pracy, sąsiadem, bratem. Pamiętaj o tym. Obserwuj i reaguj.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto