Ślązaczka Roku 2018 została Edyta Kowalska z Tarnowskich Gór
- Myśmy byli wychowywani, teraz dzieci się chowie – mówiła z troską Ślązaczka Roku 2018. - Dawniej do kościoła ludzie się oblykali, dziś się seblykają.
Jest mamą dwóch córek i syna. Jak sama mówi, mamą wymagającą. - Jeśli dzieci wracają do domu, to znaczy, że ten dom był dobry, bo za nim tęsknią - przekonywała.
Finał 28. konkursu „Po naszymu czyli po śląsku” odbył się niedzielę w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Było to kolejne wzruszające święto Śląska i śląskiej kultury.
Debiutantami są także pozostali laureaci: 60-letni Norbert Rusin ze Smolnicy pod Gliwicami, były górnik kopalni Knurów, zdobywca drugiej nagrody oraz 58-letnia Elżbieta Kobiór gospodyni domowa z Bierunia.
Opowiadali o swoich troskach, radościach i o tym, co im się w życiu przytrafiło. To nie może być takie sobie gawędzenie, bo na widowni blisko dwa tysiące publiczności, a w jury: językoznawca prof. Jan Miodek, ks. prof. Jerzy Szymik i eurodeputowany dr Jan Olbrycht.
Elżbieta Kobiór przyszła z rekwizytem, nudelkulą służącą do wałkowania ciasta. Podobno przed tą nudelkulą respekt ma każdy chłop. Proponowała nawet eksportować to niekuchenne używanie nudelkuli na całą Polskę; policjantki zamiast służbowej pałki nosiłyby nudelkulę, miałaby ją marszałkini parlamentu, dyrygentka. Skoro nudelkula ma taki wpływ na karność rodziny śląskiej, może wtedy lepszy byłby świat.
Norbert Rusin dodał, że trzeba w życiu mieć dwie świętości: Ponboczka i familijo. Wtedy reszta miłości, która jest w człowieku, rozleje się na innych; sąsiadów, znajomych, na całą Polskę. W jego wystąpieniu słychać był także wszystkie krzywdy śląskie; tragedię górnośląską, poczucie wykorzystywania przez resztę kraju. - Gdyby na Polskę postawić krowę, to pysk miałaby na Śląsku, a wymiona w Warszawie - przekonywał i dostał głośne brawa.
Ripostował prof. Jerzy Buzek, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego: - Dziś ta krowa ma pysk w Brukseli, a wymiona na Śląsku.
Honorowi Ślązacy
Młodzieżową Ślązaczką Roku została 16-letnia Paulina Herzog z Krzanowic koło Raciborza. Wystąpiła w pięknym stroju śląskim po prababci. Profesor Miodek rozpływał się nad jej specyficzną, piękną śląszczyzną.
- Roku bez konkursu „Po naszymu czyli po śląsku” sobie nie wyobrażam - dodał prof. Miodek, przewodniczący jury.
Nie zawiodła publiczność, jak zawsze. Świętowano w gronie przyjaciół, laureatów poprzednich konkursów, ludzi rozmiłowanych w tradycyjnej kulturze i historii śląskiej. Na widowni byli europosłowie, samorządowcy, abp Wiktor Skworc metropolita katowicki, a także Marian Niemiec biskup diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Był także prof. Marian Zembala, kardiochirurg Honorowy Ślązak Roku, który, jak zauważyła Maria Pańczyk, dał nam ostatnio lekcje pokory.
W tym zacnym gronie Honorowych Ślązaków są m.in.: Gerard Cieślik, Franciszek Pieczka, Józef Skrzek, prof. Franciszek Kokot, bp Alfons Nossol, abp Damian Zimoń.
W tym roku statuetkę Ślązaka w Laurach oraz tytuł: Honorowego Ślązaka Roku 2018 odebrała Małgorzata Mańka-Szulik, wieloletnia prezydent Zabrza. Od pokoleń jest związana ze środowiskiem górniczym, bliski jest jej śląski etos pracy i troska o śląskie dziedzictwo kulturalne. Współtworzyła śląsko-zagłębiowską metropolię.
- Ślązacy zawsze mniej mówili, więcej robili - przekonywała - bo słowo poucza, czyny pociągają.
To jest jak święto rodzinne, na którym trzeba być
Wśród publiczności była 77-letnia Monika Organiściok z Chudowa, laureatka pierwszego konkursu „Po naszymu...”, Ślązaczka Roku 1993. To taki wewnętrzny przymus.
- Finałowa gala tego konkursu jest dla mnie jak rodzinne święto, na którym muszę być - mówi Leszek Jęczmyk, Ślązak Roku 2006. - Trzeba przywitać się z bliskimi, cieszyć razem z nimi i kibicować tym, co na scenie. Wiem, jakie to nerwy, jak trzeba powiedzieć konkursowy monolog przed tak dużą publicznością i przed jurorami. Czasem nie zgadzam się z wyborem jurorów, ale, jak mówi profesor Miodek, tych występów nie da się zmierzyć centymetrem, ani zważyć. Kibicuję wszystkim.
Maria Pańczyk, twórczyni konkursu i gospodyni finałowej gali, mówi, że nie chodzi w tym konkursie wyłącznie o mówienie śląską gwarą, ale przede wszystkim o to, co się w tej gwarze ma do powiedzenia.
Dr Jan Olbrycht dodaje, że uczestnicy konkursu odwołują się do wartości, które ich łączą, do głębokiego regionalizmu. Oni nie politykują.
- Charakterystyczne dla Ślązaków jest właśnie to, że są to ludzie „na serio”. Nawet, jak żartują, nie przestają być wewnętrznie ważni i poważni - dodał polityk.
Poseł Olbrycht od 2006 roku zaprasza do Brukseli w nagrodę uczestników tego konkursu. Już z setka z nich zobaczyła instytucje Unii Europejskiej, zwiedziła miasto. Kolejna grupa wyjedzie wiosną przyszłego roku.
Na widowni było kolorowo od strojów śląskich. Ale pewnie wiele prawdy jest w tym twierdzeniu, że młodzi ludzie wstydzą się gwary. Jednak nie dotyczy to dziewcząt i chłopców z zespołu ludowego „Vladislavia” z Wodzisławskiego Centrum Kultury, który wystąpił ze śląskimi pieśniami i tańcami podczas finałowej gali. Ci młodzi ludzie robią to z pasją i talentem. „Szła dzieweczka do laseczka” śpiewała z nimi cała widownia. Kierownikiem i choreografem zespołu jest Dominika Brzoza-Piprek.
Publiczności zaprezentował się w starych szlagierach także Rudi Schuberth z Big Silesian Band Joachima Krzyka.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?