18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wielka chaja skuli ślonskij godki

Aldona Minorczyk-Cichy
W Mysłowicach jest podobno "most cudów". "Cud" związany z tym mostem polega na tym, że z jednej strony wjeżdża się na niego "na rowerze", a z drugiej "sjyżdżo sie na kole" - pisze Mirosław Syniawa w "Ślabikorzu niy dlo bajtli". O językowych nieporozumieniach między Ślązakami a resztą świata pisze Aldona Minorczyk-Cichy

Czym jest śląszczyzna? Językiem? Dialektem? Gwarą? - pyta Mirosław Syniawa, autor "Ślabikorza niy dlo bajtli albo lekcyji ślonskij godki". Odpowiedź brzmi: trzeba zapytać o to Ślązaków.

Flamandzki humanista Jan van Gorp utrzymywał, że Adam i Ewa rozmawiali w niebie po flamandzku. W XVII wieku francuski literat Louis le Laboureur utrzymywał, że Bóg zakazał Adamowi i Ewie zrywać owoce z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego - po hiszpańsku. Wąż miał ich kusić po włosku, a z grzechu przed Bogiem nasi prarodzice tłumaczyli się ponoć po francusku. W tym samym stuleciu Andreas Kempe twierdził, że Adam w raju mówił po duńsku, Bóg po szwedzku, a wąż po francusku.

A jak było naprawdę? Mirosław Syniawa przytacza anegdotę, oczywiście w gwarze: "U nos tyż sie godo, co jak Ponboczek już stworzoł wszyjske norody i kożdymu doł jego włosno godka, to oroz patrzi, a tam jeszcze stojom jakeś boroki, dlo kerych już tych godków niy stykło. Ponboczek sie poszkroboł po gowie i pedzioł: No, trudno darmo! Wy Ślonzoki, bydziecie godać tak jak jo!"

Najważniejsze to się dogadać

Pro Loquela Silesiana Towarzystwo Kultywowania i Promowania Śląskiej Mowy wydało drugi już Ślabikorz. Pierwszy przeznaczony dla dzieci odniósł ogromny sukces. Niemal 2000 egzemplarzy rozeszło się jak świeże bułeczki. Druga część "niy dlo bajtli", czyli dla dorosłych to także strzał w dziesiątkę. Poważne naukowe rozważania na temat gwary naszpikowane są anegdotami i żarcikami. Wszystko to napisane lekko, z ogromnym poczuciem humoru. A wszyst-ko po to byśmy po prostu w końcu zaczęli się rozumieć i unikali niepotrzebnych nieporozumień.

Czym różnią się cieszyńskie "podzówki" od chorzowskich "spodnioków"? Skąd wzięły się przezwiska "Bajoków" i "Bań-dziochów"? Dlaczego jedni "pieróm praniy na prodle", a drudzy "pieróm prodło na waszbrecie"? Gdzie na Śląsku "szuszczóm", "bzycóm" i "gladzóm"? Czemu śląska mowa jest tak bardzo zróżnicowana? Wszystkiego tego dowiedzą się ci, którzy zajrzą do książki Syniawy.

Czy wiesz skąd się biorą nieporozumienia pomiędzy Ślązakami i nie-Ślązakami? Przeczytaj ten dialog.

- Sam miyszkom - mówi Ślązak.

- Duże mieszkanie jak dla jednego człowieka - komentuje nie-Ślązak.

- Jak dlo jednego? Przeca jo miyszkom z babom i sztworkom dziecek.

- A mówiłeś, że sam.

- Niy "som", jyno "sam", "tukej".

Jak odróżnić kto Ślązak, a kto gorol

A wiesz, że w Mysłowicach jest "most cudów"? "Cud" związany z tym mostem polega na tym, że z jednej strony wjeżdża się na niego "na rowerze", a z drugiej - "sjyżdżo sie na kole". "By istota cudu stała się jasna, trzeba wyjaśnić, że Ślązacy, podobnie jak Czesi, jeżdżą na "kole", a nie "na rowerze" - pisze Mirosław Syniawa.

Wspomina też znajomą z Bytomia - stuprocentową gorolkę, która ma patent na rozróżnienie Ślązaka od nie-Ślązaka. Radzi prosić delikwenta, żeby "kucnął" i patrzeć, co robi. Po polsku "kucnąć" to przysiąść na zgiętych kolanach. Gdy o to samo poprosimy Ślązaka to na pewno zakaszle.

"Prawie" robi wielką różnicę

Oto inne dialogi, w których hanys z gorolem się nie zrozumie:

- Ta Hilda mo piykno cera.

- Gdzie ty widzisz tę piękną cerę? Przecież ma twarz całą w pryszczach.

Nieporozumienie w tej rozmowie wzięło się z tego, że w gwarze piykno cera to to samo co piękna córka po polsku.

- Cilka to je pozorno dzioucha.

- Jak to pozorna? Czy to jakiś transwestyta?"

Syniawa wyjaśnia, że Cilka nie jest jednak chłopcem przebranym za dziewczynę. Tak jak śląski "pozor" to nie jest polski "pozór", ale "uwaga". "Pozorny" to po śląsku uważny, bystry, spostrzegawczy.

- Chyciyłach pana.

- O, to będzie pani wychodzić za mąż?

- A czy jo co godom o jakim chopie? Jo żech chyciyła pana w kółku.

Syniawa i w tym przypadku przybywa nie-Ślązakom z odsieczą. "Chycić pana" to śląski odpowiednik polskiego "złapać gumę". Jako ciekawostkę dodaje, że Ślązacy w Teksasie mówią w takich razach "uciyk mi luft z kary". Ich "kara" to jednak nie taczka (niem. Karre), a zapożyczony z angielskiego "car" - samochód.

- Prawie wszyjsko my mieli.

- A czego wam brakowało? - zapytałby nie-Ślązak."

Niczego - odpowiada Mirosław Syniawa. Nieporozumienie jego zdaniem bierze się stąd, że śląskie "prawie" to polskie "akurat, właśnie.

Ślonzok pado: - Jak sie wadza z mojom babom, to zawdy mom ostatnie słowo. Ona mi godo: Wyłaź spod tego stoła. A jo na to: A prawie niy!"

Żeby oddać znaczenie polskiego "prawie", trzeba by było powiedzieć "bezma wszyjsko my mieli" albo "hned wszyjsko my mieli". Z kolei gdy Ślązak mówi "mosz prawie", to oznacza "masz rację.

Gorolskie gadanie

A oto nieporozumienie w drugą stronę. Dwaj Ślązacy gdzieś w Polsce patrzą w jadłospis: - Te, obejzdrzij se to. Oni sam jedzom zupa z kloskami.

- To jo bych chcioł wiedzieć, z czym oni jedzom rolady.

Autor Ślabikorza tłumaczy, że problem w tym, iż "kluski", które w Polsce jada się w zupie, nie mają niczego wspólnego ze śląskimi "kloskami". W zupie na Śląsku płuwają "nudle". Zaś polskie "lane kluski" to w gwarze "ajnlauf" albo "kapanka".

"Futrowołech gadzina" - po polsku "futrować" to "obijać deskami, wylepiać gliną, gispem", a "gadzina" to zwierzę pełzające, czasem też obraźliwe określenie człowieka podłego. O co więc chodzi z tym "futrowaniem gadziny", bo przecież nie o obijanie deskami węża. I tak jest w istocie, bo śląskie "futrowanie gadziny" to karmienie żywego inwentarza.

"Przedali my statek, co my erbli po starziku" - czy dziadek był armatorem? Nie - wyjaśnia Syniawa. "Statek" w gwarze to nie coś, co pływa. To określają słowa "szif i łódź". "Statek" to posiadłość, majątek i gospodarstwo".

"Przedołech rodzina" - powiedzieć coś takiego może chyba tylko człowiek bez serca? Autor Ślabikorza wyjaśnia, że nie. "Rodzina" w niektórych stronach Śląska to to samo co "ojcowizna". Z kolei tam gdzie Polak powie "rodzina", Ślązak mówi "familijo". Oj, można się czasem nie dogadać...

PS. W tekście wykorzystałam fragmenty "Ślabikorza niy dlo bajtli".

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto