Tarnowskie Góry: Poeta przywiózł taczkę pełną książek pod ratusz

Poeta Krzysztof Tomanek postanowił zaprostestować. Gdy z tarnogórskiego ratusza wybrzmiały dźwięki hejnału miejskiego, wszedł na płytę rynku od strony ulicy Strzeleckiej, pchając taczkę. Ta wypełniona była prawdziwym prochem. Literackim, bo w taczce były same książki, choć trzeba przyznać, że nazwiska były ciężkiego kalibru: Gombrowicz, Gras, Herbert, Fromm, Miłosz, Rusdhie i wielu innych.

W taczce był też mały plasitkowy baniak szczelnie zakręcony. Zgromadzona około 10-osobowa grupa dziennikarzy i innych tarnogórskich poetów oraz gapiów zaczęła się zastanawiać, co się stanie. Tomanek dzień wcześniej rozesłał łączami internetowymi, że zamierza właśnie stawić się przed ratuszem i protestować.Tomanek dość szybko oznajmił, że palić książek nie zamierza, bo nie mógłby sobie potem spojrzec w lustrze w twarz. Przeczytał wiersz Heinricha Heinego i zaprosił wszystkich do czytania na rynku.

W międzyczasie pod ratusz podjechała straż miejska i policja. Funkcjonariusze z dwóch radiowozów przyglądali się co się dzieje na płycie rynku. Co jakiś czas przjeżdżały tez przez rynek kolejne radiowozy. Na czujnej obserwacji ostatecznie się skończyło.

Tomanek protestował przeciwko decyzji tarnogórskich urzędników, którzy w ramach konkursu na zadania publiczne w dziedzinie kultury odmówili dofinansowania dla Tarnogórskiej Fundacji Kultury i Sztuki na wydanie tomików poezji dwóch poetów Michała Baczyńskiego i Pawła Adwenta i zbioru felietonów Krzysztofa Mazika, które ten dobrych kilka lat temu pisał dla tygodnika "Gwarek".

Fundacja wnioskowała o 7200 zł. Dostała połowę. O to literaci się nie obrazili. Chodzi o to, że we wniosku Fundacji były dwie pozycje. Jedna dotyczyła wspomnianych wydawnictw, a druga organizowania w galerii "Inny Śląsk" spotkań z poetami z całego kraju. Urzędnicy stwierdzili, że organizacja pieniądze dostanie, ale tylko jeśli będzie organizowała spotkania autorskie.

Tego było już za wiele dla Tomanka. Jest oburzony, że urzędnicy nie pozwolili społecznikom autonomicznie zdecydować na co wydzadzą przyznane pieniądze z urzędu. - Ponadto uważam, że ta odwowa, czy też forma cichego zakazu podłoże polityczne - mówi Tomanek. Urząd na czele z burmistrzem, zdaniem poety, chcieli bowiem zablokować przede wszystkim wydanie felietonów Krzysztofa Mazika, który znany jest z krytyki władzy. Chociaż ostatnie felietoty w lokalnym tygodniku publikował na początku rządów burmistrza Arkdiusza Czecha.

Joanna Gros-Urzynicok, pełnomocnik burmistrza ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi nie zamierza komentować zarzutu o politycznej motywacji, bo to jej zdaniem absurd. Przyznaje jednak, że komisja oceniająca wnioski o dotacje celowo odrzuciła pomysł wydawania książek.

- Musimy mieć na względzie cel publiczny. Chcieliśmy dofinansowac coś, co ma większy odbiór. Tomiki byłyby wydane dla tych panów - mówi pani pełnomocnik i zastrzega, ze komisja przeczytała tomiki. - Nie widzieliśmy tez sensu wydawania zbioru felietonów. Po co to robić za pieniądze podatniki, skoro one już się ukazywały w gazecie - mówi Joanna Gros-Urzynicok.

W ubiegłym roku urząd dofinansował wydanie książki "Dzieje Żydów" Marty Ochamn. Pani pełnomocnik mówi, że ta książka była ważna, bo upowszechniała wiedzę historyczną, kształtowała też w jakiś sposób tożsamość z miastem. Pełnomocnik burmistrza uważa, że Fundacja powinna te tomiki wydać z własnych środków. lub starać się o dotacje z innych źródeł.

W tym roku w ramach konkursu tarnogórski ratusz rozdał 80 tys. zł. Złożonych zostało 17 wniosków, ale otrzymało pieniądze ostatecznie 14. W dwóch przypadkach odmówiono w ogóle przyznania pieniędzy, a jedna organizacja wycofała wniosek.