Piotr Polk urodził się w 1962 roku w Kaletach. Tu też ukończył technikum elektrotechniczne. W 1986 roku skończył studia na wydziale aktorskim Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, pod opieką Jana Machulskiego. Grał w filmach i serialach. Na koncie ma dwie płyty: „Polk in LOVE’” i „Mój film”. Jego pasją jest też ręczne wykonywanie unikalnych mebli. Piotr Polk o Kaletach doskonale pamięta i opowiada o nich Oli Szatan.
Dziennik Zachodni: Jak często wraca pan teraz do swoich rodzinnych stron czyli Kalet?
Piotr Polk:Ze względu na moją matkę, która mieszka w Kaletach, na swój rodzinny dom, staram się tam bywać dość często. Zdarza, że ktoś czasem ma do mnie pretensje, że przy okazji obecności w tym mieście nie odzywam do wszystkich znajomych mi osób. Ale proszę wybaczyć, matka jest najważniejsza. W Kaletach jest też grób mojego ojca, który odwiedzam. Czuję się związany z tym miastem. Zresztą ciągle podkreślam, że jestem Ślązakiem i nie wstydzę się swoich korzeni.
Dziennik Zachodni: Jakie miejsca w Kaletach są jeszcze dla pana ważne? Do których ma pan wyjątkowy sentyment?
Piotr Polk:Jeżeli chodzi o dzieciństwo to chyba całe Kalety były dla mnie bardzo ważne, a dziś sentymentalne. Przypominam sobie okoliczne lasy, w których zbierałem grzyby i jagody. Wtedy to kojarzyło mi się z jakąś koniecznością, dzisiaj odkrywam urodę tych lasów. Podobnie jest z jeziorem w Kaletach, które dziś jest uroczym ośrodkiem.
Dziennik Zachodni: To w Kaletach zaczęła się pana przygoda z muzyką, prawda?
Piotr Polk:Któregoś dnia ojciec zaprowadził mnie na zajęcia do ogniska muzycznego przy szkole podstawowej, gdzie pod czujnym okiem p. Mazura, sprawdzono czy jestem w stanie poradzić sobie przede wszystkim z utrzymaniem wielkiego akordeonu, potem czy mam dobry słuch i poczucie rytmu. Tam zaczęły się moje pierwsze akordeonowe podrygi. Spędziłem w tym ognisku kilkanaście miesięcy, by potem kształcić się dalej w szkole muzycznej w Lublińcu. Ale nigdy nie zapomnę, że pierwszą klawiaturę dotknąłem w Kaletach. A swój pierwszy koncert dałem w Miejskim Domu Kultury.
Dziennik Zachodni: Myśl o aktorstwie tu zakiełkowała?
Piotr Polk:Tak! Na akademiach ku czci i ku czemuś. A to Dzień Matki, Dzień Babci, a to Dzień Czegoś.. W ten sposób zbierałem swoje pierwsze aktorskie doświadczenia. Poza tym razem z moim przyjacielem z tamtych lat postanowiliśmy zadbać o kulturę. W klubie Papirus organizowaliśmy spotkania, happeningi poświęcone muzyce. Zdobywaliśmy płyty winylowe takich grup jak Pink Floyd czy Dire Straits, tłumaczyliśmy je na język polski i robiliśmy muzyczne premiery. Pamiętam, przychodziły tłumy!
Dziennik Zachodni: Zdecydował się pan zawodowe życie rozpocząć jednak z dala od rodzinnego miasta.
Piotr Polk:No cóż, Kalety nie były w stanie zatrzymać mojego pędu do świata. Zawsze ciekawiło mnie to, co jest nieznane i dalekie.
Dziennik Zachodni: Gra pan w popularnych serialach w „Ojcu Mateuszu” i „Lekarzach”, do tego jeszcze wydał płytę. Czuje się pan szczęśliwym i spełnionym człowiekiem?
Piotr Polk:Cieszę się, że gram w serialach, które zyskały uznanie widzów. Że wydałem dwie płyty w których realizuje moją miłość do muzyki. Jestem człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. Ale wciąż żyję nadzieją, że w tej mojej rozbuchanej wyobraźni i szalonym życiu, pojawi się nowy, artystyczny projekt, który doda energii na kolejne lata.
Rozmawiała: Ola Szatan
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?